Bo grający ratusz to dobry ratusz.
Czy Wy też zastanawialiście się we wczesnej młodości, gdzie jest Żytnia Wola i kim są chłopcy od parasola?
Zapraszamy do współpracy!!!
Drodzy Czytelnicy i miłośnicy Woli i Śródmieścia! Jeśli znacie jakieś ciekawe miejsce, zrobicie niebanalne zdjęcie zaskakującego zjawiska, odkryjecie knajpę wartą polecenia bądź macie do opisania cokolwiek związanego z życiem dzielnicy, piszcie! Nasz adres mailowy to: ogrodniczki.blog@gmail.com
Będziemy stokroć wdzięczni za wszelką pomoc i ciekawe informacje :).
Będziemy stokroć wdzięczni za wszelką pomoc i ciekawe informacje :).
czwartek, 28 października 2010
poniedziałek, 25 października 2010
W labiryncie słów
Zintegrowana struktura placówek - ten suchy zwrot najlepiej chyba charakteryzuje cudowną sieć bibliotek dzielnicy Wola. Porządna strona internetowa z możliwością zamawiania książek ze wszystkich wolskich wypożyczalni zapewnia zintegrowanie. Spoglądając na mapkę widać pewną przemyślaną strukturę, w której biblioteka znajduje się nie tylko blisko urzędu dzielnicy (serce wolskiego bibliotekarstwa na alei Solidarności), ale i między restauracją a piekarnią w handlowym pasażu (ach, Żytnia 64). Chleb, książka i mięcho (wielki tatar za 16 złotych), czy potrzeba czegoś więcej? Co do trzeciego członu definicji to księgozbiór, windy dla niepełnosprawnych i czytelnia like from american dream to prawdziwe pole możliwości.
Zerknijcie na mapkę, zachwyćcie się i zapisujcie! Wieczory coraz dłuższe. Jesień coraz zimniejsza.
poniedziałek, 18 października 2010
sobota, 16 października 2010
Skrzyżowanie świata
Wiele osób uważa pewnie skrzyżowanie Marszałkowskiej z Jerozolimskimi za punkt ciężkości Warszawy, inni przesuwają go nieco dalej na zachód, uznając za środek miasta tygiel Jerozolimskie-Chałubińskiego-Jana Pawła. Jest jednak jeszcze jedno, niezwykle istotne skrzyżowanie, łączące ze sobą wschód z zachodem, północ z południem, miejsce, gdzie prostopadle zbiegają się dwie osie. To tu łączą się osie Żoliborz-Mokotów, a nawet więcej, Bielany-Służew z Pragą Północ-Bemowem.
To jest miejsce, gdzie toczy się życie, a ruch nigdy nie ustaje...
To jest miejsce, gdzie toczy się życie, a ruch nigdy nie ustaje...
wtorek, 12 października 2010
Marsjanie atakują
Kiedy wysiadasz z tramwaju na Alei Jana Pawła przy Kinie Femina, możesz akurat rozglądać się, gdzie jest jakiś bankomat. Może błądząc wzrokiem po ścianach bloków i kamienic natrafisz na bankomat BZW BK, nie rzucający się bardzo w oczy na tle żółtej ściany. Wciśnięty gdzieś między zegarmistrza i sklep z torebkami (gdzie na wystawie zauważysz też puste pudełka po chusteczkach, frapują mnie one od jakiegoś czasu). Ale jeśli obejdziesz ten żółty budynek dookoła, na jego tyłach wkroczysz w zupełnie inny świat.
Nad marsjańskimi wzgórzami i księżycami wznosi się budynek sądu jak z jakiejś psychodelicznej powieści Kafki. Ale to nie wszystko. Nie wiem, kto wpadł na ten pomysł, ale naprzeciwko Marsa tkwi lekko zardzewiała, pozostawiona sobie samej i biegowi czasu rakieta kosmiczna. Stoi w czymś, co może było fontanną, a może piaskownicą.
Czy autorem marsjańskiego księżyca jest podpisany "pierwszy Polak na Marsie"? I co się z nim stało? Mieszka jeszcze na tym osiedlu (jeśli kiedyś mieszkał?). Czy to on zostawił rakietę w nieczynnej fontannie?
Grafitti zaczęło żyć swoim życiem, bo mieszkańcy lub bywalcy podwórka zaczęli dokomponowywać do niego swoje wyobrażenia: jest więc i statek kosmiczny, i ufoludek (nie wiadomo, w jakiej kolejności przybyli na Marsa on i "pierwszy człowiek", bo ufoludek mieszkańcem czerwonej planety najwyraźniej nie jest, skoro stoi sobie wesoło obok statku, zamiast palić fajkę w domowym obejściu).
Czasami w poszukiwaniu bankomatu warto zapuścić się te dwa kroki dalej.
poniedziałek, 11 października 2010
KeBab-ilon
Dotychczas nie przepadałam za kebabami. Po prostu nie smakowały mi. Połączenie tych dziwnych przypraw z sosem i mięsem było wydumane i trudne do przełknięcia. Do tego mięso często było kiepskie - żylaste, gumiaste bądź podeszwowate - a zapach wydobywający się z kebabowych budek, zapach dziwacznych przypraw i tłuszczu bijący w nozdrza odstręczał mnie i nieraz powodował, że wolałam przejść drugą stroną ulicy, by nie być narażona na nieprzyjemne doznania sensualne.
Moja niechęć do kebabów była trudna do zwalczenia. Do czasu.
Oto bowiem w pierwszym tygodniu tego roku akademickiego usłyszałam o dobrym kebabie. Najpierw od jednej osoby. Potem od drugiej. I od kolejnej i kolejnej. Ka i eM dzielili się w kuchni z Han wrażeniami z tego samego miejsca. Ciekawość wzięła górę nad niechęcią. Któregoś dnia, wracając z uczelni, a mając w perspektywie pustą lodówkę i brak czasu na zrobienie zakupów i przygotowanie obiadu, wstąpiłam do owego baru. Miejsce to nosi apokaliptyczną nazwę Babilon. Postanowiłam zaryzykować i wzięłam kebaba z baraniną. Na wynos, co by zjeść go w domu. Pan Kebabista, jak to bliskowschodni mężczyźni mają w zwyczaju, nie omieszkał troszkę mnie pobajerować, być może rozpoznał we mnie "swojaka", bo weszłam do środka mając głowę owiniętą chustą :).
W domu zjadałam owo polecone mi cudo z Babilonu.
I przekonałam się do kebabów. Do tego stopnia, że na drugi dzień również zajrzałam do Pana Kebabisty, który od wejścia mnie rozpoznał i rozpromienił się w uśmiechu, i wzięłam kebaba na obiad do domu :).
Kebab Babilon znajduje się w nowym pasażu na Jana Pawła, przy skrzyżowaniu z Nowolipkami.
niedziela, 10 października 2010
Warszawska Nowa Huta
Czuję się trochę tak, jakby nic się nie zmieniło. Budynek na Nowolipkach - budowany pospiesznie na zgliszczach getta - od zabudowań Placu Centralnego wiele się nie różni. Zresztą jak większość budynków w tej okolicy. Tutaj jednak socrealizm trochę boli. Niewiele ma wspólnego z miastem ogrodem, więcej z miastem walcem, który rozjeżdża pamięć. Trochę jak pomniki Polonii i Jedności Ziem Odzyskanych z Ojczyzną na Pomorzu.
Pamięć jednak wypełza w nazwach ulic i placów. Póki co nie gryzie. Śpi się spokojnie, choć na kościach. Neogotycka wieża Kościoła św. Augustyna wbija się pazurem w niebo.
Spokojnej nocy.
Pamięć jednak wypełza w nazwach ulic i placów. Póki co nie gryzie. Śpi się spokojnie, choć na kościach. Neogotycka wieża Kościoła św. Augustyna wbija się pazurem w niebo.
Spokojnej nocy.
sobota, 9 października 2010
Uczeń Husserla
Idę sobie spokojnie, bo niby czemu mam iść niespokojnie. Jest jesień, liście opadają, tramwaje - co za czerwień, ulice się dławią - jeżdżą Aleją Jana Pawła II, słowem - nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Ot, jesień.
I nagle - widzę Go.
To spada na mnie jak grom z jasnego nieba. Widzę naraz, że niebo jest bardziej błękitne, liście bardziej kolorowe, a Hala Mirowska jakby pobłyskiwała bardziej w słońcu swoimi rusztowaniami i szyldem sklepu obuwniczego. Stoi oparty o gzyms, plecami dotyka zimnej szyby wystawowej. Jego poza jest niedbała, jakby zupełnie nie przejmował się rozgardiaszem ulicy albo zamyślił nad przemijaniem, natchniony melancholią jesieni. Może jest mu zimno? - myślę. Ale nie, jego oczy utkwione są w dal, nawet się nie kiwnie, nawet nie mrugnie.
Nie chcę zakłócać jego spokoju, więc robię mu zdjęcie komórką z daleka, kiedy wyrusza znowu w powolny spacer Aleją Jana Pawła. I postanawiam sumiennie nosić aparat w torbie. Kiedyś zrobię Ci piękny portret - myślę, wsiadając do trzydziestki trójki.
I nagle - widzę Go.
To spada na mnie jak grom z jasnego nieba. Widzę naraz, że niebo jest bardziej błękitne, liście bardziej kolorowe, a Hala Mirowska jakby pobłyskiwała bardziej w słońcu swoimi rusztowaniami i szyldem sklepu obuwniczego. Stoi oparty o gzyms, plecami dotyka zimnej szyby wystawowej. Jego poza jest niedbała, jakby zupełnie nie przejmował się rozgardiaszem ulicy albo zamyślił nad przemijaniem, natchniony melancholią jesieni. Może jest mu zimno? - myślę. Ale nie, jego oczy utkwione są w dal, nawet się nie kiwnie, nawet nie mrugnie.
Nie chcę zakłócać jego spokoju, więc robię mu zdjęcie komórką z daleka, kiedy wyrusza znowu w powolny spacer Aleją Jana Pawła. I postanawiam sumiennie nosić aparat w torbie. Kiedyś zrobię Ci piękny portret - myślę, wsiadając do trzydziestki trójki.
Dzień targowy
Równo tydzień temu byłem wczesnym rankiem na Hali w poszukiwaniu warzyw i mięsa na weekend (brokuł za 3 złote to było coś!). Postanowiłem też kupić kwiaty dla Ka i wpaść do niej na śniadanie. Chodziłem więc w tę i z powrotem wśród pań kwiaciarek szukając najlepszej oferty. Znalazłem: żółć, czerwień i pomarańcz (jesień w pełnym blasku). Podchodzę:
- Po ile te bukiety?
- Po dziesięć - odpowiada babunia kwiaciarka.
- Eeee - wyrzucam z siebie i cofam się o krok.
- No dobra. Niech będzie dla Pana po osiem. Na dobry początek.
- (płacę)
- (bierze pieniądze, zamyka dłoń w pięść i żegna się) W imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego. Amen. Widzi Pan? Zaczęłam.
- Dziękuję. Miłego dnia. Z Bogiem.
- Z Bogiem.
Zaczęliśmy. To chyba dobry początek, prawda?
- Po ile te bukiety?
- Po dziesięć - odpowiada babunia kwiaciarka.
- Eeee - wyrzucam z siebie i cofam się o krok.
- No dobra. Niech będzie dla Pana po osiem. Na dobry początek.
- (płacę)
- (bierze pieniądze, zamyka dłoń w pięść i żegna się) W imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego. Amen. Widzi Pan? Zaczęłam.
- Dziękuję. Miłego dnia. Z Bogiem.
- Z Bogiem.
Zaczęliśmy. To chyba dobry początek, prawda?
Subskrybuj:
Posty (Atom)