Dotychczas nie przepadałam za kebabami. Po prostu nie smakowały mi. Połączenie tych dziwnych przypraw z sosem i mięsem było wydumane i trudne do przełknięcia. Do tego mięso często było kiepskie - żylaste, gumiaste bądź podeszwowate - a zapach wydobywający się z kebabowych budek, zapach dziwacznych przypraw i tłuszczu bijący w nozdrza odstręczał mnie i nieraz powodował, że wolałam przejść drugą stroną ulicy, by nie być narażona na nieprzyjemne doznania sensualne.
Moja niechęć do kebabów była trudna do zwalczenia. Do czasu.
Oto bowiem w pierwszym tygodniu tego roku akademickiego usłyszałam o dobrym kebabie. Najpierw od jednej osoby. Potem od drugiej. I od kolejnej i kolejnej. Ka i eM dzielili się w kuchni z Han wrażeniami z tego samego miejsca. Ciekawość wzięła górę nad niechęcią. Któregoś dnia, wracając z uczelni, a mając w perspektywie pustą lodówkę i brak czasu na zrobienie zakupów i przygotowanie obiadu, wstąpiłam do owego baru. Miejsce to nosi apokaliptyczną nazwę Babilon. Postanowiłam zaryzykować i wzięłam kebaba z baraniną. Na wynos, co by zjeść go w domu. Pan Kebabista, jak to bliskowschodni mężczyźni mają w zwyczaju, nie omieszkał troszkę mnie pobajerować, być może rozpoznał we mnie "swojaka", bo weszłam do środka mając głowę owiniętą chustą :).
W domu zjadałam owo polecone mi cudo z Babilonu.
I przekonałam się do kebabów. Do tego stopnia, że na drugi dzień również zajrzałam do Pana Kebabisty, który od wejścia mnie rozpoznał i rozpromienił się w uśmiechu, i wzięłam kebaba na obiad do domu :).
Kebab Babilon znajduje się w nowym pasażu na Jana Pawła, przy skrzyżowaniu z Nowolipkami.
A jest tam turecka telewizja???
OdpowiedzUsuńJest.
OdpowiedzUsuń